Moja pasja do cukiernictwa zaczęła się sześć, siedem lat temu. Od zawsze lubiłam gotować i piec, ale wszystko nabrało tempa, kiedy poszłam na studia. Bardzo często przygotowywałam jedzenie dla innych studentów, a widząc jak im smakuje - mimo tego, że studentom smakuje wszystko (śmiech) - stwierdziłam, że to jest to. Studiowałam wtedy włókiennictwo, a więc coś kompletnie innego od tego, co robię teraz. Ciągle jednak marzyłam, aby pracować w swojej firmie. Rodziły się różne pomysły, ale ostatecznie stanęło na kawiarni połączonej z pracownią artystyczną.
Wypiek, z którego jestem najbardziej dumna, to mój ślubny tort. Mieliśmy wesele w drewnianej karczmie
i stwierdziliśmy, że on również powinien mieć fakturę drewna! Powiedziałam sobie, że jeśli zrobię tort, który będzie wyglądał jak z brzozy - mogę wszystko!
Pomysł na nazwę cukierni (przyp. red. Cukiernia Gęsi Pipek) jest związany z historią rodzinną. Mój tata jest wielkim gęsim pipkiem, czyli ogromnym łasuchem. Sam potrafi pochłonąć cały tort, przegryzając go lodami czekoladowymi. Moja mama zawsze mówiła do niego „Ty gęsi pipku!”. Gdy wraz z mężem postanowiliśmy,
że to miejsce powstanie, nie wyobrażaliśmy sobie, aby nazwać je inaczej. Mimo że czasami pracuję od 6 do 21, nie czuję zmęczenia. Łączę pracę z pasją i nie zamieniłabym tego na nic innego.
Wpis pochodzi ze strony redakcji BB, "Ludzie Bielska-Białej"
21 stycznia 2017
Rozmawiała: Kasia Górowska